Jak uprawiać 🍐 grusze – Porady sadownika

Od dwóch lat produkcja gruszek w Polsce utrzymuje się na poziomie 67 tys. ton rocznie. Zapewne byłaby większa, ponieważ zainteresowanie uprawą tego gatunku jest duże, gdyby nie hamujące zapał trudności w uzyskaniu godnego plonu. Na pytania dotyczące wybranych aspektów efektywnej produkcji tych owoców odpowiada Wojciech Kot – doświadczony sadownik z okolic Grójca.

Janusz Miecznik

Wojciech Kot to sadownik z ponad 30-letniem doświadczeniem. Działalność zaczął od produkcji jabłek. A od kilku lat rokrocznie powtarza w swoim gospodarstwie sukces w uprawie gruszy. Warto zatem poznać opinię praktyka m.in. na temat znaczenia jakości materiału do nasadzeń, ochrony i nawożenia, a także na temat tego, kto nie powinien zabierać się za prowadzenie sadu gruszowego…

Wojciech Kot sadownik z okolic GrójcaDoradca Sadowniczy: Skąd pomysł na gruszkę w Twoim gospodarstwie?
Wojciech Kot: Opowiadam tę historię każdemu, kto po raz pierwszy odwiedza moje gospodarstwo. Jak zaczęliśmy prowadzić działalność sadowniczą, to odmianą numer jeden był Idared, i tak było przez kilka lat. Następnie pojawił się Jonagored. Znów upłynęło kilka lat. Zrobiłem pierwsze doświadczenia z nasadzeniami Goldena. Okazało się, że Golden bardzo dobrze wychodzi w naszych warunkach, więc to on przez 15 lat był podstawową, przynoszącą zyski odmianą u mnie w gospodarstwie. Corocznie uzyskiwałem dość wysokie średnie plony i cenę, co pozwalało na rozwój gospodarstwa. Jednak obserwując trendy w nasadzeniach jabłoni w Polsce i nie tylko, stwierdziłem, że źle się dzieje. Akurat zeszły rok był bardzo korzystny dla sadowników i ten zapowiada się podobnie, ale nie bądźmy takimi optymistami, ponieważ sytuacja z 2018 roku może szybko się powtórzyć. Przy plonach rzędu 5 mln ton produkcja jest właściwie na minusie. Nasadzenia sadów jabłoniowych sukcesywnie rosną, a z badań – choć należy uwzględnić to, że było one przeprowadzone przed koronawirusem – wynika, iż spożycie tych owoców minimalnie spada. Natomiast w przypadku gruszy tendencja jest odwrotna. Poza tym na niektórych kwaterach już po raz czwarty sadzę sady jabłoniowe. Jednak z wiekiem robię się leniwy [śmiech], a grusze, jeżeli ma się dużą wiedzę, można utrzymywać przez 50 lat i dłużej – widziałem takie sady w Europie. Nawet niedaleko, po sąsiedzku, rośnie 40-letni sad gruszowy, który wciąż plonuje. Przekalkulowałem więc sobie wszystko i pomyślałem, że może jest to szansa dla mojego gospodarstwa. Chociaż jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że produkcja gruszek jest bardzo trudna. Jeżdżąc od wielu lat po świecie i obserwując nasadzenia sadów gruszowych w Europie, wiedziałem też, że w Polsce nie mamy zbyt dobrych warunków do produkcji tych owoców. Grusze nie na każdym stanowisku się udają. Wcześniej miałem doświadczenie z uprawą gruszy odmiany Nojabrskaja, która obecnie ma nazwę handlową Xenia, i miałem bardzo mieszane uczucia. Ale gruszą numer jeden na świecie jest Konferencja, którą uprawiają między innymi Holendrzy i Belgowie. Uznałem, że warto tego spróbować i zaryzykowałem. W czasie, kiedy podejmowałem decyzję o sadzeniu Konferencji, pojawiła się na rynku podkładka Pigwa Q-Eline, która miała być troszeczkę bardziej odporna na mróz od Pigwy C czy Pigwy A.

D.S.: Kusiło Cię, żeby spróbować też z inną odmianą gruszy, np. Lukasówką?
W.K.: Nie. Nojabrskaja była pierwszą pokusą, a później już tylko Konferencja. Pierwszy sad gruszowy to były 2 hektary – właśnie w nim się znajdujemy. Obecnie ma 4 lata. W pierwszym roku byłem bardzo zadowolony, wszystkie gruszki się przyjęły. W drugim roku pojawiły się pierwsze problemy.

D.S.: Zacznijmy od materiału wyjściowego…
W.K.: Materiał wyjściowy to była podkładka Q-Eline z kilkoma rozgałęzieniami – 6–7 gałęzi bocznych. Wybrałem materiał bardzo dobrej jakości. Uznałem, że najkorzystniejsza dla tego sadu będzie forma dwuprzewodnikowa ze stołem. I myślę, że to była bardzo dobra decyzja. Później sadziłem też sady z jednym przewodnikiem i stołem, a także w systemie Mikado, czyli czteroprzewodnikowym. Mając porównanie i bazując na własnych obserwacjach, uważam, że dwa przewodniki na jednym drzewie i stół to system najbardziej optymalny w polskich warunkach uprawy.

D.S.: Zgadzam się. Widziałem Mikado w Holandii, gdzie drzewa miały około 15 lat, i widziałem ten ogrom konstrukcji, jaki jest niezbędny do tego, żeby to wszystko się nie zawaliło.
W.K.: Sadząc grusze, trzeba pamiętać o dobrej, stabilnej konstrukcji. Wielu sadowników rezygnuje ze stołu, bo to mniejsze koszty. Moim zdaniem tak się nie da. Rzeczywiście, niektórzy sadzą przy dużych areałach sady gruszowe bez stołu. Ale jeżeli chcemy uzyskiwać wysokie plony, to musimy jednak ten stół zrobić. Tak naprawdę to na nim jest do 30% plonów – pięknych gruszek. Sam próbowałem jedną kwaterę poprowadzić bez stołu, nie dało się. Stół i tak musiał powstać, ponieważ gałęzie wyginały się od owoców, opadały, a wtedy nie było już dobrej jakości.

D.S.: Wracając jeszcze do wątku 
szkółkarskiego – materiał był zrobiony na zlecenie czy po prostu kupiony na rynku europejskim?
W.K.: Podkładkę Q-Eline na rynek europejski wprowadzały trzy szkółki holenderskie i my wybraliśmy jedną z nich.

Materiał wyjściowy to była podkładka Q-Eline z kilkoma rozgałęzieniami 
– 6–7 gałęzi bocznych. Wybrałem materiał bardzo dobrej jakości. Uznałem, że najkorzystniejsza dla tego sadu będzie forma dwuprzewodnikowa ze stołem.

D.S.: Czy materiał szkółkarski można obecnie kupić u Was?
W.K.: Tak. Tu mogę się pochwalić, że mój syn prowadzi działalność gospodarczą związaną z sadownictwem – buduje konstrukcje pod nasadzenia i konstrukcje antygradowe, a także zajmuje się dystrybucją dobrego, renomowanego materiału szkółkarskiego. Jest generalnym przedstawicielem na Polskę szkółki holenderskiej, z której pochodziły nasze nasadzenia. Z satysfakcją stwierdzam, że każdego roku w Polsce sprzedaje się dość duża ilość gruszki Konferencja na 
Q-Elinie. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że o jakości tego materiału świadczy przede wszystkim wyrównanie. Jest ono bardzo ważne, ponieważ jeżeli mamy za silny wzrost grusz, to nie mamy owocowania, bo automatycznie brakuje światła i pąki się nie wiążą. Natomiast przy zbyt słabym wzroście grusz pąki są, owocowanie jest bardzo duże, ale nie przybywa nam masy owoców. Trzeba znaleźć takie rozwiązanie, żeby grusza i rosła, i owocowała, czyli wzrost musi być w miarę uspokojony, ale on musi być. A to jest bardzo trudne do osiągnięcia w przypadku gruszy. Na pewno trzeba też dobrać odpowiednie stanowisko pod jej uprawę.

D.S.: A właśnie…
W.K.: W Polsce są bardzo różne gleby, podobnie jest też w moim gospodarstwie. Mam posadzone grusze nawet na piątej klasie, ale tam musiałem zastosować masę substancji organicznych, dosłownie usypać wały, w których ta gruszka jest ukorzeniona. I ten wzrost jako tako jest utrzymany, ale do końca nie jestem zadowolony. Są miejsca, gdzie mam klasę trzecią, i jest to w miarę wystarczające dla gruszy. Ja w swoim gospodarstwie nie mam gleb pierwszej i drugiej klasy. Znam jednak sadowników, którzy posadzili grusze na tak dobrych stanowiskach, i to na podkładce S1, i choć drzewa tam rosną, to nie ma owoców…

D.S.: Co zatem jeszcze wpływa na zachowanie równowagi pomiędzy owocowaniem a wzrostem?
W.K.: Cięcie. Z moich obserwacji wynika, że to bardzo ważny zabieg. I ja sobie nie wyobrażam, żebym do mojego sadu wpuścił obcych ludzi, którzy nie wiedzą, jak ciąć grusze. Jest to masa pracy, ale myślę, że dzięki temu uprawa jest stabilna – owocowanie i wzrost są optymalne. Na tych gruszach w drugim roku po posadzeniu uzyskałem 18 ton z hektara – to był całkiem przyzwoity wynik. W trzecim roku było to już 36 ton, czyli plon się podwoił, a w tym roku zebraliśmy równo 50 ton. Inwestycja w Konferencję – czyli materiał nasadzeniowy (bardzo drogi, nie będę ukrywał), rusztowanie antygradowe, stoły, nawadnianie dwojakiego rodzaju (kropelkowe, które służy także do podawania nawozów, i flippery, którymi czasami schładzam uprawę przy wysokich temperaturach), siatki – już mi się zamortyzowała. Oczywiście nie liczę swojej pracy, nieprzespanych nocy, zabiegów, środków ochrony roślin i temu podobnych rzeczy.

D.S.: Skoro wspomniałeś o nieprzespanych nocach, to może dobry moment, żebyś powiedział, komu nie polecasz brania się za uprawę gruszy.
W.K.: Na pewno nie polecam tego nikomu, kto chce zajmować się tym „przy okazji”. A takie podejście obserwuję często u kupujących sadzonki u mojego syna. Wielu sadowników podchodzi do tego na zasadzie: a, kupię sobie na pół hektara, popróbuję. Moja rada: nie róbcie tego! Jeżeli w gospodarstwie – powiedzmy – 15-hektarowym wsadzicie pół hektara gruszy, to ta uprawa nie będzie dla was żadnym priorytetem, będziecie przy niej pracować wtedy, kiedy zrobicie już wszystko przy jabłoni – a to się mija z celem. Chcąc „się bawić” w grusze, trzeba posadzić od razu większy areał i podejść do tego profesjonalnie. Prosty przykład z tego roku – w momencie, kiedy zacząłem ochronę jabłoni, a było to dość wcześnie, bo chyba po 15 marca, to w gruszy byłem już po siedmiu zabiegach. W gruszkach bez przerwy coś się stosuje – środki chemiczne, nawozy… Miodówka i Pseudomonas spędzają sen z powiek, bo te dwa największe zagrożenia potrafią osłabić lub wykończyć sad gruszowy. Jeszcze kilka lat temu w Polsce było dość dużo gruszki, ale niestety wielu sadowników przegrało walkę z patogenami.

D.S.: Jak Ty zatem radzisz sobie z nimi?
W.K.: Pseudomonas i Erwinia to dwie bakterie, które właściwie w tym samym czasie można kontrolować. Powinno się to robić bezwzględnie, nawet nie czekając na symptomy. Do tego są preparaty zapobiegawcze.

D.S.: Takie jak Viflo miedź-bor?
W.K.: Tak. Preparaty miedziowe są bardzo dobre. Nanocząsteczka miedzi, jak w przypadku Viflo, działa w jakiejś części systemicznie. Preparat można spokojnie stosować cały sezon, bez obawy, że uszkodzimy owoce czy liście.

D.S.: Czy oprócz Viflo miedź-bor stosowałeś jeszcze coś pod tym kątem? Jakieś nowości?
W.K.: Luna Care była dwa razy stosowana. Drogi preparat, ale myślę, że dobry. Kolejny problem, na który w Polsce musimy być przygotowani co roku, to przymrozki. A grusze w kwitnieniu wyprzedzają jabłonie o 7–10 dni. Jeżeli przymrozek występuje wtedy, kiedy na gruszkach już mamy małe owoce, to podstawowym preparatem jest Gibb Plus. Nie chcę tu wnikać w szczegóły, bo od szczegółów są doradcy, ale jako praktyk uważam, że nie da się wyprodukować gruszek bez gibereliny 4/7. Natomiast po okresie przymrozków drzewa przechodzą straszny stres i bardzo szybko musimy zastosować różnego rodzaju odżywki. Ja bazuję na mieszankach, między innymi z algami. W tym roku był to Maral.

D.S.: A co z miodówką?
W.K.: Pierwszy rok po posadzeniu gruszy sto procent ochrony przed miodówką stanowił preparat Atilla. Jest fajny, ale niestety drogi, a stosuje się go kilka razy w sezonie. Gdy miałem tylko 2 hektary, to koszty nie były aż takie poważne. Od drugiego roku stosowałem już Armicarb.

D.S.: Co jeszcze Twoim zdaniem warto podkreślić w uprawie gruszy?
W.K.: Przy gruszach nie wolno zapominać o zabiegach wapniowych. Ja w swoim sadzie w sezonie wegetacyjnym około pięciu razy stosowałem wapno i po zbiorach jeszcze raz. Kolejna rzecz to regulacja odczynu podłoża i wzbogacania go w wapń dostępny dla drzew. No i jeszcze nawożenie dolistne.

D.S.: Nawożenie doglebowe – jak ono w cyklu produkcyjnym wygląda?
W.K.: Bardzo ważny jest moment przed sadzeniem grusz. Tutaj każda kwatera dostaje około 100 ton obornika na hektar. I to nawet nie rozrzucam go po całej powierzchni, bo to wszystko są gleby, na których rósł sad jabłoniowy, tylko rozrzucam to w takich metrowych pasach. Staram się stosować sam obornik. Czasami, żeby troszkę oszczędzić, mieszam obornik z podłożem popieczarkowym, w stosunku 1:1. I to jest robione w pasy metrowe przed sadzeniem, no i później obowiązkowo w pierwszym roku po posadzeniu – tam, gdzie widać podkładkę, staram się na zimę zabezpieczyć ją samym obornikiem. Podłoże popieczarkowe ma uzasadnienie w stosowaniu ze względu na potas, który dla gruszy jest bardzo ważny.

D.S.: Potas jest podstawowym 
makroelementem.
W.K.: Tak. Rocznie idzie tu około 200 kilogramów czystego potasu.

D.S.: Życzę zatem kolejnych sukcesów w uprawie gruszy i dziękuję za rozmowę.