Agrosimex – to nie tylko sadownictwo

Agrosimex to firma rodzinna z całkowicie polskim kapitałem, zajmująca się dystrybucją środków ochrony roślin, nawozów i akcesoriów ogrodniczych. Jej założycielami i właścicielami są Wiesława i Leszek Barańscy.

Firma zlokalizowana jest w rejonie grójecko-wareckim, największym zagłębiu sadowniczym w Polsce, nazywanym także największym sadem Europy. Stąd też szczególne zainteresowanie firmy segmentem upraw specjalnych, w którym jest niekwestionowanym liderem. Obecnie jej klientami są już nie tylko producenci owoców i warzyw, ale także, w coraz większym stopniu, producenci rolni. Agrosimex należy do grona największych w Polsce dystrybutorów środków ochrony roślin.

Wywiad pochodzi z 6. numeru miesięcznika „Farmer”, został przeprowadzony przez red. nacz. Wojciecha Koniecznego.

„Farmer”: Jakie były początki?

Leszek Barański: Firmę założyliśmy 25 lat temu w miejscowości Górki k. Mogielnicy. Pięć lat później – w 1996 r., siedzibę przenieśliśmy do Golian w gminie Błędów, w powiecie grójeckim. W roku 2000 zmieniliśmy formę prawną, stając się spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. Jednocześnie rozwijaliśmy infrastrukturę firmy, budując nowoczesne magazyny i otwierając sieć własnych sklepów. W 2001 r. zakupiliśmy obiekt magazynowo-handlowy w Błoniu k. Warszawy. W 2004 r. rozszerzyliśmy swoją działalność o dział nawozów.

„Farmer”: Czy już na starcie zakładaliście Państwo wejście w uprawy polowe? Wasza firma ma rodowód stricte sadowniczy.

Wiesława Barańska: Początkowo nie myśleliśmy o tym. Pracowaliśmy w sadownictwie i zaczęliśmy od produktów dla tej branży. Przez kilka pierwszych lat na tym się koncentrowaliśmy. Na początku były to wyłącznie środki ochrony roślin. Później rozszerzyliśmy działalność o dział nawozów. Zorientowaliśmy się wówczas, że szereg środków produkcji wykorzystywanych jest zarówno w sadownictwie, warzywnictwie, jak i rolniczych uprawach polowych. Naturalne więc było skierowanie naszej oferty także do tej grupy potencjalnych klientów.

„Farmer”: Agrosimex to firma dystrybucyjna. Tymczasem angażuje się w doradztwo i – co jeszcze bardziej zaskakujące – badania nad stosowaniem zarówno ŚOR, jak i nawozów. Jaki jest tego powód?

slajd1L.B.: Wprowadzenie doradztwa merytorycznego to rezultat podpatrywania zasad funkcjonowania zagranicznych firm podobnych do naszej. Standardem w ich pracy jest pomoc producentom rolnym w podejmowaniu bieżących decyzji agronomicznych. W polskich warunkach poziom przygotowania zawodowego rolników jest bardzo różny. Zdarza się, że podniesienie poziomu intensywności produkcji wymaga poza wzrostem nakładów podpowiedzi merytorycznych. Jednocześnie nasi bardzo dobrze wykształceni sadownicy, uznawani za elitę polskiego rolnictwa, są bardzo chłonni wszelkich nowości, które wciąż pojawiają się w naszej ofercie. Chcąc sprzedać nowoczesne rozwiązania, trzeba się także zaangażować w edukację ich nabywców. Efekt jest taki, że z roku na rok sprzedajemy coraz więcej tych produktów. Przykładowo jako pierwsi w Polsce wprowadziliśmy technologię nawożenia mikrogranulatami nawozowymi w momencie siewu. Wymagało to z naszej strony upowszechniania wiedzy na ich temat. Nasi doradcy odwiedzają gospodarstwa i pełnią dyżury w sklepach. W wielu przypadkach zainteresowani przyjeżdżają do nich, np. z liśćmi, na których widoczne są niepokojące objawy i proszą o pomoc. Z czasem system doradztwa zaczął się rozrastać. W konsekwencji 10 lat temu wprowadziliśmy system elektronicznego doradztwa pod nazwą Info-Karta. W tym celu zakupiliśmy jako pierwsi w Polsce aparat meteorologiczny z systemem RIM służący do śledzenia i sygnalizacji momentu infekcji drzew parchem jabłoniowym. Aktualnie w ramach systemu działa sto tych urządzeń. Są one rozmieszczone w różnych częściach kraju. Przekazują dane do naszego komputera. Grupa naszych pracowników badawczych i doradców technicznych analizuje zesłane informacje i jeśli jest taka potrzeba, wydaje komunikat o wystąpieniu zagrożenia. Nie zawsze same dane meteorologiczne dają podstawę do jego ogłoszenia. Może być tak, że występują deszcze, a więc także warunki do wystąpienia infekcji, ale w powietrzu nie ma już zarodników. Dlatego wykorzystujemy tzw. sportrapy, które wychwytują z powietrza zarodniki parcha jabłoniowego i określają ich ilość w m3, w systemie dobowym i tygodniowym. W kraju poza nami, urządzeniami tymi dysponuje tylko Instytut Sadownictwa w Skierniewicach. Z tego odpłatnego systemu korzysta ponad 4 tys. gospodarstw sadowniczych. Nasi pracownicy pomagają także w pobieraniu prób glebowych. Trzy lata temu powołaliśmy do życia Klub Fertygacyjny, poprzez który dostarczamy wiedzę. Sadownicy wykonują analizy materiału roślinnego, a my pomagamy im w interpretacji wyników i wskazujemy, które składniki oraz w jakiej ilości trzeba roślinom podać w formie nawodnienia, aby efektywność nawożenia była wysoka i miało ono przełożenie na plon odnośnie do jego wielkości i jakości. W rejonie Grójca ok. 40% sadów jest nawadnianych i jesteśmy przekonani, że nawożenie z wykorzystaniem wody przyniesie bardzo wymierne efekty ekonomiczne. W sytuacji permanentnie nawiedzających nas letnich susz połączenie nawadniania z nawożeniem nabiera szczególnego znaczenia.

„Farmer”: Czy jest to kosztowna inwestycja?

W.B.: Jeżeli ktoś już dysponuje systemem do nawadniania, to włączenie do niego dozownika nawozów nie jest dużym wydatkiem. Potrzebna jest natomiast wiedza, jak go wykorzystać. Dotychczas wykorzystywane są nawozy w formie stałej. Przygotowujemy dużą nowość, proponując skorzystanie z pierwszego na rynku nawozu płynnego, który będzie zapobiegał gorzkiej plamistości podskórnej jabłek.

„Farmer”: Jakie są najbliższe plany firmy? Rozszerzenie zasięgu jej działania czy raczej dalsze wzbogacanie asortymentu?

W.B.: Aktualnie działamy od Konina po Lublin. Otwieranie kolejnych punktów sprzedaży nie jest naszym priorytetem. Chcemy natomiast zatrudnić więcej pracowników przeznaczonych do rolnictwa. W perspektywie długoterminowej rozważamy szersze wejście w sprzedaż sprzętu rolniczego. Realizacja tego pomysłu teraz byłaby skazana na porażkę. Duża część naszych klientów, korzystając z PROW, dokonała wymiany parku maszynowego, zatem trzeba poczekać.

„Farmer”: Czy firma pomaga rolnikom w uzyskaniu kredytu bankowego na tego typu inwestycje?

W.B.: Sami ich kredytujemy. Mamy bardzo dużą grupę stałych klientów. Wiemy, komu można zaufać. Gospodarstwom rolniczym udzielamy znacznie dłuższych terminów zapłaty aniżeli sadowniczym. Wynika to z innej długości cyklu produkcyjnego. W ogrodnictwie jest on dużo krótszy.

slajd1